poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział 15 - "Kiepski los"

   W czasie drogi panowała cisza. Nikt się nie odzywał. Czułam się tak, jakbyśmy się nie znali. Brakowało mi Szaraka na przednim siedzeniu. Postanowiłam pójść na tyły, by się położyć. Na kanapie leżała szara bluza. Zostawił ją? Nie rozmyślając dłużej położyłam się i przytuliłam bluzę Szaraka. Cały czas był na niej jego zapach. Po chwili zasnęłam.
   Obudziłam się w środku nocy. Bursztyn zatrzymał przyczepę, by ją zatankować. Drżałam z zimna, więc ubrałam bluzę Szaraka i przykryłam się kocem. Nagle podeszła do mnie Wiki.
- Źle wyglądasz. - Powiedziała. - Na pewno dobrze się czujesz?
- Szczerze mówiąc nie do końca... - Odpowiedziałam.
- Wiem co czujesz. Rozstania z ukochaną osobą nie są przyjemne...
   Wiki starała się mnie wesprzeć, ale mimo to nic mi to nie dało. Nadal czułam pustkę. Po chwili pojechaliśmy dalej. Usiadłam na swoim miejscu, skuliłam się i włożyłam słuchawki do uszu. Cicho słuchałam swojej ulubionej playlisty. Jechaliśmy prawie pustą ulicą. Podjechaliśmy na stację benzynową, by kupić sobie hot-dogi, bo przez Słowika wszystkich naszła na nie ochota. Lubię jeść, gdy mam doła. Wtedy zapominam na chwilę o swoich problemach.
   Czekałyśmy z Wiki na chłopaków. Kiedy dostrzegłyśmy, że już idą nagle pojawiło się trzech policjantów. Dwóch z nich po długim szarpaniu się z Bursztynem i Słowikiem aresztowali ich. Jeden podszedł do naszej przyczepy i otworzył drzwi.
- Koniec zabawy panienki, wychodzić! - Powiedział.
Czyżby tutaj kończyła się nasza ucieczka? Nie miałyśmy jak zwiać. Z drugiej strony stała policjantka.
   Wiki nie umiała walczyć, została aresztowana. Ja szarpałam się i biłam z policjantem, ale na próżno. Gdy w końcu wrzucił mnie do radiowozu zrezygnowana siedziałam spokojnie na tyłku.
   Nie wiedziałam, kiedy zasnęłam. Gdy otworzyłam oczy powoli świtało. Zbliżaliśmy się do Czech. Jakim cudem tak szybko dojechaliśmy aż tutaj? Chociaż w sumie policja może łatwo przejechać na światłach, czy ominąć korki. Obok mnie siedziała Wiki. Cały czas spała. Przypomniały mi się wtedy te cudowne dni spędzone w przyczepie z całą naszą ekipą. I co teraz z nami będzie? Rozstaniemy się? Będę musiała wrócić do dawnego życia? A może wsadzą mnie do poprawczaka?
   Radiowóz ze Słowikiem i Bursztynem zatrzymał się na komisariacie w Opolu. Później jechał za nami. Tym razem z samym Bursztynem. Wiki widząc, że nie ma naszego kochanego przyjaciela, a jej szczególnie bliskiego zaczęła płakać. Później zatrzymaliśmy się w Krakowie, gdzie i na nią przyszedł czas.
   Dojechaliśmy do Warszawy. Radiowóz z Bursztynem pojechał dalej. Ja zostałam wprowadzona do gabinetu, gdzie siedziała starsza kobieta w mundurze policyjnym i... Moi rodzice. Matka rzuciła się na mnie z płaczem. Zaczęła mnie mocno przytulać i głaskać. Ojciec do niej dołączył. Nie poznałam ich. To na pewno moi rodzice? Po chwili starsza kobieta kazała nam usiąść.
- Nazywasz się Oliwia Włodarska, zgadza się? - Spytała.
- Tak. - Odpowiedziałam.
- Ja jestem Joanna Fiołek. Chciałabym z tobą pogadać o twoim wybryku. Uciekłaś z grupką nastolatków, u których ciężko w domu. Wiem, że sytuacja u ciebie była równie niemiła. Złagodzilibyśmy karę, gdyby nie fakt, że uciekłaś za granicę! To jest wręcz niedopuszczalne. Dlatego obawiam się, że możesz skończyć za to w poprawczaku. Myślę, że zdajesz sobie sprawę z tego, w jakiej sytuacji się znajdujesz.
- Tak.
- Zakończy się to z całą pewnością w sądzie rodzinnym. Tym czasem trafisz do aresztu. A z państwem muszę jeszcze pogadać. - Tu zwróciła się do moich rodziców.
   I tym oto sposobem powróciłam. Byłam ciekawa reakcji Agnieszki na informację o tym, że mnie tu sprowadzono. Teraz moje wcześniej szczęśliwe życie wróciło do starego, nudnego i okropnego punktu wyjścia.


Taki tam krótki rozdział ;) Właściwie nie mogłam się doczekać aż go napiszę. Szczerze w żadnym z miejsc zwiedzonych przez naszą ekipę nie byłam oprócz Wiednia xD Noo i Polski xD Ale nie ważne~
Jeszcze 5 rozdziałów prawdopodobnie i może jakiś special :3

niedziela, 22 września 2013

Rozdział 14 - "Koniec szczęścia"

   Wróciłam z Szarakiem do reszty. Ledwo co weszliśmy do przyczepy, a już dostrzegliśmy niebieskie i czerwone światła gdzieś u dołu ulicy. Jak nas do cholery zlokalizowała policja?! Bursztyn od razu skoczył do kierownicy, odpalił przyczepę i pojechał w kierunku pustkowia. Droga była kręta i pełna dziur. Dostrzegłam z okna, że Carlos został aresztowany. W sumie nie do końca mnie do interesowało. Jeden wóz nadal nas ścigał. Niestety nie mieliśmy jak zgubić tych cholernych psów! Nie wiadomo gdzie prowadziła ta droga, a przez cały czas ciągnęła się w jednym kierunku. Dojechaliśmy po chwili do skrzyżowania. Bursztyn skręcił w prawo. Być może wtedy udałoby nam się dostać do miasta.
   Instynkt go nie mylił. Jakoś dwadzieścia minut później dojechaliśmy do normalnej ulicy pełnej samochodów. Później Szarak kazał mu bardziej przyspieszyć i mówił mu, gdzie ma jechać. Gdy byliśmy pewni, że zgubiliśmy policję zatrzymaliśmy się pod jakimś magazynem.
- Zostańcie tu. - Powiedział Szarak.
- Gdzie ty idziesz? - Spytałam.
- Ty wiesz...
- Ach... Nie chcę się narzucać, czy coś, ale...
- Spoko, możesz ze mną iść. Ale reszta zostaje.
   Poszłam za nim. Weszliśmy do magazynu. Było tam tłoczno od dziwnie wyglądających mężczyzn i kobiet. Wszyscy mieli na nadgarstku tatuaż "ER". Przypomniało mi się wtedy, że Carlos także miał taki znak. Gdy tylko nas zobaczyli zaczęli nam się dokładniej przyglądać i coś szeptać. Po chwili z tłumu wyłonił się wysoki i umięśniony mężczyzna. Brązowe włosy miał związane w luźnego kucyka. Jego twarz zdobiła krótka broda. Oczy miał zielone.
- Damian? - Spojrzał na Szaraka, po czym uśmiechnął się.
- Cześć tato. - Powiedział chłopak.
- Jak miło cię widzieć synu! Już się bałem, że coś ci się stanie. A to kto?
- To moja dziewczyna Oliwia.
- Dobry wieczór. - Przywitałam się, na co ojciec Szaraka skinął uprzejmie głową.
   Usiedliśmy w pustym pokoju na wygodnych kanapach. Pomieszczenie było bardzo eleganckie. Ściany były w czerwonym odcieniu, podłoga drewniana, na niej milusi czarny dywan, a na suficie wisiał żyrandol. Przed nami stał stoliczek na kawę.
- Synu... - Zaczął ojciec Szaraka. - Musimy pogadać o tym, co chciałbyś robić. Możesz zostać i mi pomagać w biznesie, ale też możesz jechać dalej. Decyzja należy do ciebie.
Chłopak spojrzał na ojca, a potem na mnie i zaczął się długo zastanawiać.
- Nie wiem... - Powiedział wreszcie. - Gdybym tu został musiałbym się rozstać z Oliwią. Nie mogłaby tu ze mną zostać, bo naraziłbym ją na różne niebezpieczeństwa. Z drugiej strony chciałbym tutaj być z tobą. Ech...
- Myślę, że powinieneś pogadać ze swoją dziewczyną na ten temat. Dlatego zostawię was samych.
   Mężczyzna opuścił pomieszczenie. Szarak patrzył się na mnie smutnym wzrokiem. Czułam wtedy taką pustkę w sercu... Widziałam, jak bardzo mu zależy na tym, by zostać ze swoim tatą. W końcu rodzina jest ważniejsza ode mnie. Przecież zawsze może sobie znaleźć inną dziewczynę. Ale kiedy tak myślałam... Chciało mi się płakać. Jeszcze nigdy do nikogo nie byłam tak mocno przywiązana. Gdybym go tak po prostu straciła... Co by ze mną było?
- Oli... - Szepnął. - Co ja mam robić?
"No to żeś mnie zagiął" pomyślałam. Całą decyzję pozostawił mi. Przecież on ilekroć by nad tym myślał, to i tak nie mógłby się zdecydować. Westchnęłam ciężko, po czym powiedziałam:
- Zostań tutaj.
- Ale to oznacza też nasz koniec! - Wyjąkał. - Już się nigdy więcej nie zobaczymy!
- Wiem... Ale wiem też, jak bardzo ci zależy na tym, by zostać z tatą i zajmować się tym... Nielegalnym biznesem, że tak to ujmę. Ty wielokrotnie sprawiłeś, że byłam szczęśliwa. W najgorszych momentach potrafiłeś mnie pocieszyć. Teraz ja chcę ci się odwdzięczyć i sprawić, że i ty będziesz szczęśliwy.
   Szarak patrzył na mnie smutno. Zrozumiał, że chcę dla niego dobrze. Musiał się z tym jakoś pogodzić. Nagle mnie przytulił, a ja wtuliłam się w niego i zaczęłam płakać. Nie chciałam go zostawiać. Nie chciałam go tracić. Ale takie jest życie...
- Kocham cię. - Szepnął, a ja jeszcze mocniej się wtuliłam.
Po paru minutach, gdy zdołałam się ogarnąć poszliśmy oboje do przyczepy. Przed pojazdem stała pozostała trójka. Wiki i Słowik się przytulali, a Bursztyn palił papierosa.
- Wreszcie jesteście! - Powiedziała Wiki. - Już się o was martwiliśmy. Co wy tam robiliście? I dlaczego macie takie smutne miny?
   Zapadła cisza. Po chwili Szarak postanowił wszystko im wyjaśnić. To było dla nich spore zaskoczenie. Później przeżyli szok, gdy dowiedzieli się, że Szarak postanowił zostać.
- Oszalałeś głąbie?! - Krzyknął Bursztyn. - Przecież bez ciebie to nie ma sensu!
- Gdyby nie ty musielibyśmy się męczyć z codziennymi problemami! - Powiedziała Wiki.
- I co my dalej zrobimy? - Spytał załamany Słowik.
- Musicie jechać dalej. - Odparł Szarak. - Wiem. To szalone. Ale ja już podjąłem decyzję i nic na to nie poradzę. Chciałbym z wami zostać i to bardzo. Uwielbiam was! Jesteście moimi najlepszymi przyjaciółmi. Bursztyn to zajebisty kumpel. Jestem mu wdzięczny za pomoc w ucieczce. Wiki jest piękna, mądra... Gdyby nie ona, to nie stać by nas było na jakiekolwiek jedzenie. Słowik jest świetnym towarzyszem. Ma poczucie humoru, rozluźni każdą napiętą sytuację. No i Oli... To jest wspaniała dziewczyna. Jeszcze z żadną nie byłem tak blisko. Jest dla mnie prawie jak rodzina. Kurde... Tak bardzo was wszystkich kocham, że normalnie chciałbym was uściskać i nie puścić! Ale jest, jak jest. Tutaj nasze drogi się rozchodzą. Ja zostaję z tatą. Wy jedźcie dalej. Gdzie tylko zechcecie. Być może kiedyś... Za parę lat znów się zobaczymy.
   Słuchając tego, co mówił Szarak jeszcze bardziej chciałam płakać, ale powstrzymałam się. Wszyscy niechętnie się z nim pożegnaliśmy. Ja ostatni raz go pocałowałam. Chciałam, by ten pocałunek trwał wieczność, żeby się nigdy nie skończył i żebyśmy zostali razem. Ale to tylko moje durne małe marzenie. Po chwili wsiadłam do przyczepy. Odjechaliśmy. Ja otworzyłam okno i spojrzałam na Szaraka, który stał, patrzył i machał w naszym kierunku. Odmachałam mu. Po krótkim czasie całkowicie zniknął mi z oczu, a na moich policzkach pojawiły się łzy.



To miał być rozdział-wyciskacz-łez, ale chyba nie wyszło xD A jak ktoś jest wrażliwy i się poryczał, to chyba sobie dam medal ;w;
Pozdrawiam~

sobota, 21 września 2013

Rozdział 13 - "Tajemnice Szaraka"

   Wszyscy wrócili do domu Carlosa. Gdy tylko zobaczyli mnie i Szaraka od razu zadali nam mnóstwo pytań.
- Ej, co zaszło w parku? - Spytał Słowik.
- Mała wymiana zdań z panem "Jestem Szpaner Na Motorze". - Odpowiedział Szarak, po czym poszedł do przyczepy.
Patrzyliśmy, jak wychodził z domu. W drzwiach trafił na Carlosa. Spojrzeli sobie wrogo w oczy i bez słowa przeszli obok siebie. Ja patrzyłam na całą tą pięcio sekundową scenkę z zaciekawieniem. Wtem przypomniały mi się słowa Carlosa i reakcje Szaraka.
- Czy moglibyście zostawić nas samych? - Spytałam Bursztyna, Słowika i Wiki, na co oni od razu opuścili dom i weszli do przyczepy.
- Ojej jesteśmy tylko we dwoje... - Carlos uśmiechnął się przebiegle.
- Nie rób sobie nadziei, nie zrobię z tobą "tego" tutaj na stole. - Odparłam.
- Szkoda... Chętnie bym obejrzał twoje nagie ciało dokładnie.
- Fascynujące. A teraz przejdźmy do rzeczy. Co to miało być ta sytuacja w parku?
- No co? Chciałem cię poderwać, to wszystko.
- W taki sposób zbyt wiele nie zyskałeś, poza rozwaloną wargą. Dlaczego jeszcze nakręcałeś Szaraka?
- Nie nakręcałem. Powiedziałem tylko, żeby wreszcie wyznał ci prawdę.
- Tak w ogóle, to skąd wiesz coś o Szaraku o jego ojcu?
- Niech lepiej on sam ci powie.
   Wyszłam z domu i podeszłam do przyczepy, gdzie wszyscy siedzieli z tyłu. Zajrzałam tam, ale nigdzie nie było Szaraka.
- Gdzie on jest? - Spytałam.
- Szarak? Wyszedł gdzieś przed chwilą. - Powiedział Bursztyn.
Zaczęłam go szukać po dzielnicy, ale nie mogłam go znaleźć. Postanowiłam więc pójść w górę ulicy od domu Carlosa. Droga prowadziła na jakieś pustkowie. Gdzieś na jednym pagórku dostrzegłam jakąś sylwetkę. Podbiegłam bliżej. Okazało się, że był to Szarak. Usiadłam obok niego.
- Możesz mi wyjaśnić parę spraw? - Spytałam, na co on wzruszył tylko ramionami. - Carlos cię zna i ty go też. Zgadza się?
- Może. - Odpowiedział.
- Rozmawiaj ze mną normalnie! Nie chcę, żebyś coś przede mną ukrywał! Już samą tajemnicą dla mnie jest twoje imię.
- Nie zrozumiesz.
- Skąd to niby wiesz? Chciałabym, żebyś mi powiedział o wszystkim. Inaczej nasz związek nie będzie miał sensu. - Po tych słowach Szarak najwyraźniej posmutniał.
- Znienawidzisz mnie, gdy ci powiem.
- Wcale nie! Obiecuję!
   Spojrzał na mnie i przyglądał mi się chwilę w ciszy. W końcu wstał, włożył ręce do kieszeni i spojrzał gdzieś w przestrzeń.
- Nazywam się Damian Szary, nie uciekłem z domu, bo miałem jakieś problemy, jak ty i reszta. - Zaczął. - Mój ojciec... On mnie zostawił samego pod opieką jakiejś starej niańki. Miałem wtedy dwanaście lat.
- Dlaczego to zrobił? - Spytałam.
- On jest... Emm... Gangsterem.
- Poważnie?!
- Taa...
   Nie trudno mi opisać moje zaskoczenie. Nie wiedziałam, co powiedzieć, oczy i usta miałam szeroko otwarte. Kto by pomyślał, że Szarak coś takiego ukrywał...
- Więc dlaczego uciekłeś? - Spytałam.
- Ostatnio do mnie zadzwonił. - Odparł. - Powiedział, że już czas, żebym mu pomógł. Kiedyś mi obiecał, że będę jego pomocnikiem. On jest założycielem gangu European Rats. W każdym kraju Europy są grupki, które zarabiają kasę na przemytach i kradzieżach. Mój ojciec znajduje się gdzieś w Hiszpanii.
- Poczekaj! Czyli, że kiedy byliśmy w Rzymie, to kasę i spraye miałeś od innych gangsterów?
- Tak. Znają mnie. W końcu jestem synem ich szefa. W takim razie to nie był dla nich problem nieco nas wspomóc.
- Nie rozumiem jednak jednego. Dlaczego wziąłeś nas ze sobą i co zrobisz, kiedy już odnajdziesz swojego ojca?
- To proste. Wziąłem was z trzech przyczyn. Po pierwsze potrzebowałem dobrego transportu. Po drugie chciałem mieć jakieś dobre towarzystwo. Po trzecie polubiłem was i trochę trudno byłoby mi się z wami rozstać... A w szczególności z tobą. A co zrobię, gdy znajdę ojca? W sumie to nie wiem. Musiałbym się nad tym zastanowić.
- To on zadzwonił do ciebie dzisiaj, kiedy byliśmy w parku?
- Tak.
- I Carlos należy też do tego gangu?
- Otóż to.
   Zapadła cisza. Wiedziałam już wszystko. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Nie byłam zła na Szaraka, ale czułam się trochę dziwnie. Nie wiem, jak to opisać... Chyba tak, jak wtedy, gdy poznaje się kogoś nowego i nie ma się z nim tematów. Zupełnie, jakby Szarak, a może raczej Damian stałby mi się całkiem obcą osobą.

piątek, 20 września 2013

Rozdział 12 - "Uwodziciel"

   Dojechaliśmy do Madrytu. Wreszcie poczułam, że wróciłam do cywilizacji. Myślałam, że umrę na tamtym pustkowiu. Dobrze, że Carlos się zjawił i nam pomógł. Stolica Hiszpanii wyglądała pięknie! Ogromne place, dużo ludzi, wspaniałe zabytki... Żyć nie umierać! Ale myśl o tym, że ściga nas policja i gdy nas złapią może się to dla mnie i reszty ekipy źle skończyć.
   Carlos zaproponował nam, żebyśmy na chwilę u niego zostali przed resztą drogi. Szarak nie wyglądał zbytnio na zadowolonego z tej propozycji. Wjechaliśmy na pustą uliczkę. Naprzeciwko siebie stały podobne domy. Zatrzymaliśmy się pod jednym z nich. Carlos otworzył niewielką białą bramkę. Zeszliśmy po schodach. Dom wyglądał całkiem ładnie. Na zewnątrz stał stolik i krzesła, a na trawie, która rosła w części ogródka znajdowała się huśtawka. W środku było skromnie i troszkę ciasno. Dlatego też postanowiliśmy usiąść na świeżym powietrzu.
- Muszę jechać do pracy. - Powiedział Carlos. - Wrócę dopiero wieczorem. Rozgośćcie się. Później zabiorę was w ciekawe miejsce.
Po chwili odjechał na swoim motorze.
   Postanowiłam się przejść, więc udałam się w kierunku miasta razem z Wiki. Rozejrzałyśmy się po różnych sklepach, a później kupiłyśmy sobie szejki. Następnie zrobiłyśmy sobie mnóstwo zdjęć. W pewnym momencie dostrzegłam w odbiciu mojego telefonu dwóch policjantów. Wyglądali tak, jak ci, którzy nas ścigali w czasie drogi. Nie zdawało mi się... To byli oni! Gdy tylko nas ujrzeli chwyciłam Wiki za rękę i pociągnęłam ją za sobą. Wbiegłyśmy w tłum. Zaczęłyśmy uciekać ile sił w nogach. A jednak nadal mnie lokalizują... Szybko wyłączyłam telefon i pobiegłam dalej. Ruszyłyśmy w kierunku domu Carlosa. Myślałyśmy już, że ich zgubiliśmy, jednak oni nadal nas gonili. Nagle dostrzegłam znajomego chłopaka na motorze. Carlos podjechał szybko do nas, a my czym prędzej usiadłyśmy na tylnym siedzonku mocno się trzymając. Po chwili udało nam się ukryć.
   Dojechaliśmy do domu Hiszpana. Carlos wydawał się być nieco wkurzony.
- Dlaczego goniła was policja? - Spytał.
- To dosyć długa historia... - Powiedziała Wiki.
- Chcę wiedzieć wszystko!
- No cóż... Jesteśmy jakby... Uciekinierami. Zwialiśmy z Polski i teraz nas szukają.
Chłopak westchnął ciężko łapiąc się za głowę, po czym wszedł do domu. Jego zachowanie wydało mi się naprawdę dziwne... Szarak także patrzył na niego jak zwykle podejrzliwym wzrokiem. Miałam ochotę pogadać z nim na temat Carlosa, a także całej akcji w Rzymie, kiedy przyniósł nam kasę i te wszystkie spraye i farby. Przez cały czas mnie to bardzo zastanawiało.
   Zbliżał się wieczór. Carlos postanowił zabrać nas do parku Retiro. Mnóstwo drzew, elegancko skoszonej trawy, jeziorko... No po prostu cud! Wreszcie się zrelaksowałam. Wszyscy udali się w swoje strony; Bursztyn usiadł na ławce i zaczął rozmawiać przez telefon z Simone, Wiki i Słowik poszli popływać łódką, a ja, Szarak i Carlos zostaliśmy sami w trójkę. Szczerze mówiąc czułam się dziwnie... Oni wydawali się być do siebie wrogo nastawieni, a ja próbowałam co nieco rozluźnić sytuację beznadziejnymi tematami. Po chwili do Szaraka ktoś zadzwonił. Telefon musiał być bardzo ważny, bo od razu oddalił się od nas, by odebrać.
   Zostałam sam na sam z Carlosem.
- Dlaczego marnujesz czas na kogoś takiego, jak on? - Spytał nagle.
- Wcale nie marnuję czasu! - Odpowiedziałam. - Kocham go i uwielbiam z nim przebywać!
- Bzdura. Przecież w związku nie powinno się mieć tajemnic, ufać sobie wzajemnie, a sama widzisz, że on ewidentnie coś przed tobą ukrywa.
- No... No tak, ale...
- Dlatego myślę, że powinnaś sobie go odpuścić i zająć się kimś, kto będzie cię traktować poważnie. Jak kobietę, a nie dziewczynkę.
Spojrzałam na niego zaskoczona. W sumie miał sporo racji... Nagle złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Byliśmy bardzo blisko. Spojrzał mi głęboko w oczy, a ja poczułam, jak się rumienię.
- Ja mógłbym cię tak traktować... - Wyszeptał.
Nawet nie poczułam, kiedy jego druga ręka objęła mnie w pasie. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Czułam się jakby sparaliżowana.
   Wtedy dostrzegłam stojącego z boku Szaraka, który patrzył się na mnie takim zawiedzionym wzrokiem, który przeszywał mnie, jak sto sztyletów. Coś mi pękło w sercu. Czułam się okropnie. Wyrwałam się z objęć Hiszpana.
- Szarak to nie tak... - Powiedziałam.
On tylko pokręcił głową, a następnie spojrzał na Carlosa.
- Jesteś pieprzonym gnojem. - Skierował te słowa w jego stronę, po czym przeszedł obok nas obojętnie.
- A ty jesteś kłamcą i oszustem. - Powiedział Carlos. - Przyznaj się wreszcie kim jesteś! No powiedz jej! A może to ja mam jej wszystko opowiedzieć o tobie i twoim tatusiu? Co?
Nagle Szarak się odwrócił i z całej siły walnął Hiszpana w twarz, a ten aż upadł. Zdziwiło mnie to, że o wiele mniejszy i słabszy chłopak mógłby zrobić coś takiego umięśnionemu i wysokiemu Carlosowi...
- Siła po ojcu... - Zaśmiał się ciemnoskóry starając się podnieść.
- Zamknij mordę! - Szarak kopnął go w brzuch i szybko opuścił park.
   Nie wiedziałam, co robić. Pomogłam Carlosowi wstać, spytałam, czy wszystko okej, a następnie szybko pobiegłam za Szarakiem. Dogoniłam go, gdy był już w dzielnicy nieopodal domu Hiszpana. Chwyciłam go za rękaw i lekko pociągnęłam. Gdy tylko się odwrócił ja nagle go pocałowałam. Nie odepchnął mnie, nie protestował. Po pocałunku przytuliłam się do niego.
- Przepraszam, to naprawdę nie tak... - Wyszeptałam.
Nic nie odpowiedział. Uścisnął mnie mocno i nie puszczał przez dłuższy czas. Kamień spadł mi z serca. Znów poczułam jego ciepło, miłość i bezpieczeństwo...

wtorek, 17 września 2013

Rozdział 11 - "Pościg"

   Postanowiłam powiedzieć wszystkim o całej sytuacji. Naprawdę nie chciałam ich martwić, ale gdyby nas zlokalizowano, to byłaby tylko i wyłącznie moja wina. Kiedy wróciliśmy do domu Xaviera zebraliśmy się w salonie.
- Muszę wam coś powiedzieć... - Zaczęłam starając się nie wyglądać na zmartwioną, ale niezbyt mi to wychodziło.
- Tylko nie mów, że jesteś w ciąży! - Palnął Słowik.
- Ee... Nie... Nie jestem. Tutaj raczej chodzi o... Moich rodziców?
- Co jest? - Spytał Bursztyn.
- Oni ostatnio do mnie zadzwonili i jak się okazało policja może nas zlokalizować.
- O cholera...
- Strasznie was przepraszam. Lepiej będzie, jeśli dalej pojedziecie beze mnie. Tylko sprawię wam kłopot, jeśli się z wami zabiorę.
- Daj spokój Oli! - Powiedziała Wiki. - Nie tylko ty masz ten problem. Przyznam się wam, że moi rodzice także się ze mną skontaktowali. Obawiam się, że i mnie policja zlokalizowała.
- No to mamy problem... - Westchnął Szarak. - Muszę pomyśleć.
   Po tych słowach wyszedł z salonu i poszedł do pokoju. Rozeszliśmy się. Wiki poszła ze Słowikiem do kuchni, a Bursztyn postanowił się gdzieś przejść z Simone. Ja usiadłam na kanapie. Po chwili dosiadł się Xavier.
- Czemu jesteś taka smutna? - Spytał.
- Ciężkie teraz mamy chwile... - Odpowiedziałam.
- Może nie będę się wtrącać. Wyglądasz tak, jakbyś nie chciała o tym zbytnio mówić.
- No tak... A jak tam z Simone?
- Cóż - Xavier poczuł się nagle bardzo pewny siebie - jest bardzo dobrze. Układa nam się i w ogóle.
Spojrzałam na niego podejrzliwie, a na jego twarzy nagle pojawiło się zakłopotanie.
- Wydaje mi się, że bardzo ją kochasz. - Zaczęłam. - Ale ona chyba nic do ciebie nie czuje... Jesteś dla niej najlepszym przyjacielem, zgada się? - Nastała chwila ciszy. Xavier nagle posmutniał.
- Tak... - Odparł w końcu. - Przyjechała do mnie, żeby rozpocząć karierę malarki. Jej rodzice są przeciwko temu, nie widzą tego talentu, który w niej drzemie! Ja mogę jej zagwarantować świetne warunki pracy. Ja robię to z miłości.
- To urocze. Ale nie uważasz, że wmawianie wszystkim, że Simone to twoja dziewczyna jest trochę żałosne?
- No w sumie jest...
   Później jeszcze rozmawiałam z Xavierem, a następnie postanowiłam się przejść. Gdzieś w uliczce dostrzegłam przytulającą się parę. Po dłuższym przyglądaniu się zauważyłam, że był to Słowik i Wiki! Skręciłam w kierunku mostu. Stał na nim Bursztyn z Simone. Rozmawiali o czymś. Ciekawość mnie trochę zżerała, więc ukryłam się za dużym słupem i zaczęłam podsłuchiwać. Od ostatniego czasu miałam małe podejrzenia, że coś ze sobą kręcą.
- Lubię cię. - Mówiła Simone. - Nawet bardzo przypadłeś mi do gustu. Myślę, że jakbyśmy się lepiej znali, to w sumie mogłabym się w tobie zakochać.
- Naprawdę? - Bursztyn na nią spojrzał, a ona się uśmiechnęła. - A co z Xavierem?
- Ja z nim nie jestem. To on tak uważa.
- Rozumiem.
- Fajny z ciebie chłopak. Chciałabym, żebyś utrzymywał ze mną kontakt... I uważał na siebie w czasie dalszej podróży.
Dalej postanowiłam nie podsłuchiwać. To było naprawdę urocze. Postanowiłam jednak wrócić do domu Xaviera.
   Weszłam do swojego pokoju. Szarak stał cały czas na balkonie i obserwował zachód słońca. Podeszłam do niego i przytuliłam go.
- Co teraz będzie? - Spytałam.
- Musimy jechać dalej. - Odpowiedział. - Chociażby zaraz.
Nie marnowaliśmy więc czasu. Gdy wszyscy wrócili oznajmiliśmy z Szarakiem, że ruszamy dalej. Spakowaliśmy się i pożegnaliśmy się z Xavierem i Simone. Bursztyn wyglądał na zdołowanego. Nie dziwię mu się. W końcu rozstaje się z fantastyczną dziewczyną, z którą mógłby i stworzyć szczęśliwy związek. Wsiedliśmy do przyczepy i usiedliśmy na swoich miejscach. Odjechaliśmy spod domu Xaviera. Naszym kolejnym celem była Hiszpania.
   Zbliżała się dwudziesta. Przejeżdżaliśmy przez Poitiers. W przyczepie panowała cisza. Słychać było tylko cicho puszczaną płytę The Offspring. Nagle usłyszałam sygnał wozu policyjnego, a w lusterku dostrzegłam trzy goniące nas samochody. Serce podskoczyło mi do gardła. Wszyscy byliśmy przerażeni.
- Ja pierdzielę... - Szepnął Szarak.
- Dobra, zapiąć pasy! - Powiedział Bursztyn. - Teraz zobaczycie prawdziwą moc tej maszynki!
Wcisnął pedał gazu i zaczęliśmy jechać szybciej. Wozy policyjne również przyspieszyły. Jednak Bursztyn nie dawał za wygraną. Jechał z dużą prędkością, omijał leniwe samochody po drodze. Nie wiedział, jak ich zgubić. Dlatego też wyminął kilka innych samochodów jadąc pod prąd i ledwo omijając trąbiącą na nas ciężarówkę. Szczerze mówiąc nie wiedziałam, czy boję się przez policję, czy przez tą ostrą jazdę. Bursztyn wepchnął się pomiędzy jakieś samochody. Policja była już daleko za nami, jednak jeden wóz próbował zrobić podobny manewr i zaczął jechać pod prąd. Na szczęście inne pojazdy, które jechały w przeciwną stronę utrudniły mu zadanie i udało nam się zwiać policji. Czując tę ulgę po jakimś czasie znużył mnie sen.
   To była piąta rano. Słońce wschodziło powoli. Wszyscy spali oprócz Bursztyna. Dowiedziałam się, że już dawno byliśmy w Hiszpanii. Jechaliśmy przez jakąś suchą okolicę. Dużą ilość pól zalewały pierwsze słoneczne promienie. Gdyby nie stojące dookoła drzewa pomyślałabym, że jesteśmy na jakiejś pustyni. Jeszcze kaktusa na środku drogi brakowało. Przejechaliśmy koło jakiegoś ogromnego budynku, któremu niestety nie mogłam zbytnio się przypatrzeć, bo nie siedziałam po lewej stronie przy oknie...
   Nagle jak na złość zaczęła nam się kończyć benzyna, a w pobliżu nie było żadnej stacji. Zjechaliśmy na bok. Wysiadłam z Bursztynem sprawdzić, czy mamy jeszcze zapas benzyny. Niestety skończył się. Przez tą całą sprawę z policją zapomnieliśmy o zatankowaniu przyczepy! Tak więc czekaliśmy przed pojazdem na jakiś samochód, który podjedzie i nam pomoże. Niestety przez godzinę było pusto. Czułam się jak na kompletnym zadupiu! Pierwsze dwa samochody przejechały obok nas obojętnie i zostawiły na pastwę losu. Chamy jedne! A kiedy już zbliżała się siódma zaczęło mi się robić gorąco. Zdjęłam płaszcz i wrzuciłam do przyczepy. Dostrzegłam Słowika, który już się obudził.
- Co się stało Oli? - Spytał. - Gdzie jesteśmy?
- Na jakimś Hiszpańskim zadupiu. - Odparłam. - Zabrakło nam benzyny, a oczywiście nikt tutaj nie jest w stanie nam pomóc.
- Aha, zajebiście...
   W końcu i Szarak z Wiki się obudzili. Cała sytuacja bardzo wszystkich zdenerwowała. Szczególnie, że policja dalej mogła nas szukać i z pewnością mogliby tu dojechać lada chwila. Nagle podjechał do nas jakiś facet na czarnym motorze. Zsiadł z niego i zdjął kask. Ujrzałam niesamowitego przystojniaka! Miał ciemną karnację, był umięśniony, oczy w odcieniu gorzkiej czekolady, a włosy czarne, jak węgiel. Ubraną miał bordową kurtkę, szarą koszulkę, dżinsy i białe Nike.
- Hablas Español? - Spytał.
Nikt z nas nie wiedział, co odpowiedzieć.
- Do you speak English? - Zapytał ponownie.
Zaczęliśmy dyskutować po Angielsku. Chłopak przedstawił się jako Carlos Lujan. Wyjaśniliśmy mu całą sytuację. On, jakby anioł, który specjalnie nas szukał wyjął z małego bagażnika motoru benzynę. Zatankowaliśmy przyczepę i podziękowaliśmy za pomoc.
- Dokąd zmierzacie? - Spytał.
- Jedziemy do Madrytu. - Odpowiedziałam. - A później... Kto wie?
- Ojej podróżujecie?
- Można tak powiedzieć.
- Ja także jadę do Madrytu. Mam tam do załatwienia pewną sprawę... - Spojrzał na Szaraka. - Gdzieś cię już widziałem.
- Wątpię. - Powiedział Szarak patrząc na niego jakby... Nieufnie...
- Z resztą jeśli chcecie, to mogę wam wskazać pewien skrót do Madrytu. Dojechalibyście wtedy na miejsce za godzinę.
   Tak też więc się stało. Carlos jechał przed nami, a my za nim. Pół godziny później zbliżaliśmy się do stolicy Hiszpanii.

niedziela, 15 września 2013

Rozdział 10 - "Z perspektywy ojca Oliwii"

13 września 2012

- Ty jesteś kłamliwy kretyn, a nie... Kochany tatuś.
   Te słowa odbijały się echem w mojej głowie. Byłem sparaliżowany. Co ja wtedy zrobiłem? Uderzyłem własną córkę. Widziałem w jej błękitnych oczach łzy i nienawiść. Cóż mogłem wtedy powiedzieć? Przepraszam? Nie zdążyłem, bo Oliwia już dawno poszła do swojego pokoju i jak zwykle zamknęła się na klucz. Zaczęła tak robić od stycznia zeszłego roku, kiedy Natalia stała się alkoholiczką. Sam nie pamiętam przyczyny jej ciągłego picia. Nie mogłem dłużej być w tym domu. Musiałem wyjść. Wziąłem swój płaszcz i opuściłem mieszkanie.
   Usiadłem w samochodzie przed kierownicą. Zastanawiałem się, czy jechać do Marty i opowiedzieć jej o wszystkim, czy może lepiej wrócić i pogadać z Oliwią. Drugą opcję wolałem wykluczyć... I tak byłem już dla niej zerem.  Nie mogłem tak siedzieć bezczynnie. Odpaliłem samochód.
   Marta mieszkała w luksusowym apartamencie. Mnie też na taki stać, a mimo wszystko mieszkam w obskurnym bloku na osiedlu w niebezpiecznej dzielnicy. Być może, gdybym kupił lepsze mieszkanie i zaczął na nowo życie z córką, to wybaczyłaby mi? W każdym bądź razie zapukałem do drzwi, które po chwili otworzyła Marta. Jak zwykle wyglądała pięknie. Jej długie czarne włosy były spięte w luźnego koka. Zielone oczy mojej kochanki od razu błysnęły, gdy mnie zobaczyła. Ubrany miała tylko krótki czerwony szlafrok w czarne chińskie napisy. Widziałem jej długie lekko opalone nogi. To zdecydowanie była wspaniała kobieta.
- Dobrze cię widzieć Wiktorku... - Mruknęła i lekko mnie pocałowała.
- Kochanie przyjechałem w ważnej sprawie. - Powiedziałem.
- Wejdź, pogadamy.
   Wszedłem do jej mieszkania i zdjąłem płaszcz, który powiesiłem na wieszaku. Usiadłem na kanapie. Marta zaproponowała mi kawę, na którą od razu się zgodziłem. W międzyczasie patrzyłem przez ogromne okna na widoki Warszawy. Wieczór był coraz bliżej. Zastanawiałem się, czy byłbym w stanie wrócić do domu jeszcze dziś i przeprosić Oliwkę.
   Po chwili przyszła Marta z dwiema filiżankami kawy. Jedną podała mi. Usiadła obok mnie uroczo bawiąc się włosami.
- Więc o co chodzi? - Spytała.
- Chodzi o Oliwię... - Odpowiedziałem. - Dziś była na mnie bardzo wkurzona, wygarnęła mi to, co myśli, a ja... Nie mogłem opanować emocji.
- Co zrobiłeś?
- Uderzyłem ją... Ona była wtedy... Taka wściekła. Widziałem w jej oczach nienawiść do mnie. Ech... Nie wiem, co robić.
- Może z nią pogadaj?
- Chciałbym, ale to za trudne. Mam takie obawy przed tą rozmową. Nie wiem, czy będę w stanie wrócić do domu na noc.

- Zawsze możesz zostać u mnie.
   Tak też zrobiłem. Około ósmej rano udałem się do domu. Gdy przyjechałem Oliwii nie było. Za pewne siedziała już dawno w szkole. Pomyślałem, że zrobię na niej jakieś dobre wrażenie. Postanowiłem więc pojechać do sklepu. Kupiłem jej sukienkę, którą chciała w zeszłym roku i wiem, że nadal o niej marzy. Czarna, do kolan, na ramiączkach, z białymi falbankami. Gdy wróciłem posprzątałem nieco w domu. Postanowiłem zabrać ją na obiad do restauracji, a potem na jakieś zakupy. Nie sądzę, że wybaczyłaby mi od razu, ale może zmieniłaby choć trochę swoje nastawienie do mnie i dostrzegła, że jednak się nią interesuję.
   Było już późno. Zbliżała się dziewiętnasta, a ja nie mogłem się do niej dodzwonić. Pomyślałem, że postanowiła zostać u Agnieszki na noc. Trochę mnie to zasmuciło... Nie zostało mi nic innego, jak czekać do jutra.

14 września 2012

   Dzień spędziłem tak, jak zwykle. Poszedłem do pracy i wróciłem około piętnastej. Oliwii nie było. Dostrzegłem tylko siedzącą w salonie Natalię. Płakała, ale nie obchodziło mnie dlaczego. Postanowiłem dalej czekać na Oliwię. Chcąc przygotować się do obiadu musiałem wziąć trochę pieniędzy. Poszedłem do salonu i otworzyłem szufladę, gdzie zwykle trzymałem pieniądze. Zauważyłem pewien brak. Dokładnie przeliczyłem kasę dla pewności. Zawsze wiedziałem, ile aktualnie posiadałem. Nie myliłem się. Zabrakło sześć stówek.
   Spojrzałem na Natalię.
- Gdzie są pieniądze? - Spytałem.
- Jakie pieniądze? O czym ty mówisz? - Wyjąkała zapłakana.
- Nie udawaj głupiej! Gdzie schowałaś pieniądze?! Na co ci one?! Na kolejne piwa i wódki?!
- Nie brałam żadnej cholernej kasy!
Dostrzegłem w jej oczach coś dziwnego... Zazwyczaj były lekko czerwone. Teraz wyglądały całkiem normalnie, miała też inny głos. Nie była pijana? Jakim cudem?
- Co z tobą? Przestałaś nagle pić? - Zapytałem zdziwiony.
- Oliwia... - Wyszeptała. - Gdzie ona jest? Gdzie jest moja córeczka?
   Nie wiedziałem, o co jej chodzi. Trochę się przestraszyłem. To było zbyt podejrzane...
- O czym ty mówisz kobieto? - Nic innego do powiedzenia nie przyszło mi do głowy.
- Przedwczoraj mnie poniosło... - Zaczęła. - Ona tak bardzo płakała. Było mi głupio. Wyrzuciłam ostatnie butelki i próbowałam wytrzeźwieć, żeby wreszcie przejrzeć na oczy. Nad ranem gdzieś wyszła z bagażem. Do teraz jej nie ma. To wszystko moja wina! Jestem taką okropną matką!
Myślałem, że to jakiś straszny sen. Właściwie miałem taką nadzieję. To nie mogło się dziać naprawdę! Od razu do niej zadzwoniłem, ale znów nie odbierała. Wydzwaniałem parę razy. To był koszmar. Po godzinie ja i Natalia udaliśmy się na komisariat.
- Chcieliśmy zgłosić zaginięcie naszej córki. - Powiedziałem do policjanta.
- Rozumiem. - Odparł. - Mogą mi państwo podać informacje o państwa córce?
- Oczywiście. Oliwia Włodarska, szesnaście lat... Mamy jej zdjęcie.
- Dobrze. Czy córka odzywała się w przeciągu ostatnich paru godzin?
- Nie. Próbowaliśmy się z nią skontaktować, ale niestety na marne.
- Kiedy państwa córka zniknęła?
- Chyba dziś...
- Proszę państwa... Za zwyczaj każemy czekać przynajmniej czterdzieści-osiem godzin od zaginięcia, ale tym razem zgłoszenie przyjmiemy od razu. Dziś w jeszcze jednym województwie zgłoszono dwa zaginięcia wcześnie rano. Mamy pewne podejrzenia, że ktoś uprowadza nastolatków z Polski.
   Cały ten czas byłem kompletnie przerażony. Natalia ciągle płakała. Nie miałem pojęcia, co robić. Niech to szlag!

15 września 2012

   Było bardzo wcześnie rano. Powoli przysypiałem. Cały czas czuwaliśmy na komisariacie. Nie wiadomo kiedy zasnąłem. Obudził mnie policjant. Byłem bardzo zaskoczony. Nie miałem pojęcia, co się dzieje. Natalia rozmawiała z kimś przez telefon na głośniku. Gdy usłyszałem ten głos nie miałem wątpliwości. Dodzwoniliśmy się do Oliwii! Niestety szybko rzuciła słuchawką.
- Jedynie z państwa córką udało nam się skontaktować. - Powiedział policjant. - Pozostała czwórka w ogóle się nie odzywa. Jeżeli znów uda nam się dodzwonić do Oliwii, to być może uda nam się ustalić, gdzie się znajduje.
   Kamień spadł mi z serca. Czułem, że Oliwii nic nie jest. Próbowaliśmy się ponownie skontaktować z Oliwią, ale niestety do późnej nocy się nie udawało. W końcu postanowiliśmy na krótki czas odpuścić.

16 września 2012

   Zbliżała się osiemnasta. Udało nam się dodzwonić do Oliwki. Tym razem rozmawiał z nią policjant. Jak się okazało nie została dzięki Bogu porwana.
- Niech się pan zainteresuje moją sytuacją w domu, to może was oświeci, czemu chciałam stamtąd uciec. Do widzenia! - Te słowa były dla mnie jak uderzenie w czuły punkt. Serce zabiło mi szybciej.
   Dla policji było to jednoznaczne. Oliwia miała powód, by uciec z domu. Opowiedzieliśmy o całej sytuacji. Niestety zostanie to wzięte pod uwagę, kiedy znajdą naszą córkę. Prawdopodobnie czeka nas jakaś kara. Na szczęście udało się znaleźć lokalizację Oliwii. Zdziwiłem się, gdy na mapie był pokazany Paryż! Wkrótce policjanci poinformowali swoich Polskich kolegów, którzy pracowali we Francji o zlokalizowanie Oliwii. Następnie kilka naszych policjantów postanowiło wyjechać w poszukiwaniu naszej córki. Sam już nie wiem, co o tym wszystkim myśleć...



Mój FP kliknij ;3

czwartek, 12 września 2013

Rozdział 9 - "Skomplikowana sprawa"

   Zamarłam... Nie mogłam się ruszyć, całe moje ciało przechodziły dziwne dreszcze. Zupełnie, jakbym była sparaliżowana. Po prostu nie mogłam w to uwierzyć.
- Oliwciu! Skarbie! - Słysząc to zdrobnienie od mojego imienia nie miałam już wątpliwości, z kim rozmawiam.
- Mama? - Szepnęłam do słuchawki. Ledwo wydałam z siebie jakikolwiek dźwięk.
Słyszałam, że płacze. Pierwszy raz od dłuższego czasu. Miała normalny głos. Nie była pijana. Nie wiem, jak to się stało... Chciałam płakać. Miałam ochotę po prostu się rozryczeć, jak mała bezbronna dziewczynka. Nic nie mówiłam. Mama też się nie odzywała. Szarak też wydawał się być zaskoczony. W końcu aż dziw bierze, że rodzice się zorientowali.
- Córeczko, gdzie ty jesteś? - Spytała w końcu przez łzy. Co miałam odpowiedzieć? Byłam zła i smutna jednocześnie!
- Daleko od domu. - Odparłam w końcu.
- Kochanie wróć do nas! Proszę cię... Martwimy się o ciebie.
- Teraz się martwicie, tak? Akurat teraz... A jak mnie biłaś, jak byłaś pijana, jak ojciec nie wracał przez tygodnie do domu, jak mieliście mnie w dupie, to nie byłam kochaną córeczką, co? Tylko zwykłym nieważnym dla was śmieciem, zgadza się?
- Oliwciu przepraszam cię...
- W dupie mam twoje przeprosiny! Zbyt wiele się już nacierpiałam! Dajcie mi do jasnej cholery spokój, nie odzywajcie się do mnie nigdy więcej! Jesteście chorzy! Nie zasługujecie na jakiekolwiek dzieci! Wypchajcie się ze swoimi przeprosinami!
   Rozłączyłam się i wyłączyłam telefon. Po policzkach same zaczęły mi płynąć łzy. Szarak mnie przytulił i pogłaskał po głowie. Sama nie wiedziałam, dlaczego płaczę. Nie mogłam tego kontrolować. Gdy w końcu się uspokoiłam postanowiłam się przewietrzyć, więc wyszłam na balkon. Patrzyłam chwilę w gwiazdy o niczym nie myśląc. Po prostu nic nie miałam w głowie... Później wróciłam do pokoju i położyłam się obok Szaraka.
- Nie bądź smutna... - Powiedział. - Uśmiechnij się dla mnie.
- Żeby to było takie proste... - Odparłam. - Ten telefon wszystko spieprzył! Byłam taka szczęśliwa, że wreszcie się ich pozbyłam i żyję tak wspaniale. A teraz wszystko legło w gruzach. Ech... Sama nie wiem, co o tym myśleć.
- Więc po prostu o tym nie myśl.
- Postaram się. Ale boję się, że oni tak łatwo nie odpuszczą... Co ja mam zrobić?
- Nie zawracaj sobie tym teraz głowy. - Ucałował mnie lekko. - Dobranoc kochanie.
- Dobranoc...
Szarak objął mnie w pasie i szybko zasnął. Dość często przysypiał w błyskawicznym tempie. Pewnie dlatego, że mało śpi w czasie podróży. Natomiast ja nie mogłam zmrużyć oka. Patrzyłam na zwiewne firanki zawieszone nad otwartym balkonem, które lekko powiewały przy wietrze. Pół nocy męczyło mnie zmęczenie i różne myśli. W końcu wtuliłam się w Szaraka i nie wiadomo kiedy zasnęłam.
   Świtało. Obudziłam się z koszmaru, który mi się przyśnił. Już nie pamiętałam, co się dokładnie tam działo. Rozejrzałam się po pokoju. Dokładniej przyjrzałam się otoczeniu. Ściany były w kremowym odcieniu, wisiały na nich różne przepiękne obrazy. W rogu stała duża piękna szafa, a przy niej dwa wygodne fotele i niski stoliczek. Podłoga była bardzo czysta. Po prawej stronie pokoju stało duże lustro i kwiaty. Balkon przez całą noc był otwarty. Pierwsze słoneczne promienie przebijały się przez śnieżnobiałe firanki i pięknie rozświetlały całe pomieszczenie.
   Spojrzałam na Szaraka, który słodko spał. Miał taki uroczy i niewinny wyraz twarzy... Lekko ucałowałam go w czoło i cichutko wymknęłam się z łóżka. Wyszłam na balkon. Widok całkowicie mnie zachwycił. Różowo-pomarańczowe chmury powoli rozwiewały się na różne strony. Zza nich wychodziło piękne słońce, które tworzyło malowniczy widok z paryskimi domami. W oddali dostrzegłam wieżę Eiffela. Więc to ona tak świeciła w nocy... Paryż to zdecydowanie wspaniałe miejsce.
   Wróciłam do łóżka. Chciałam się jeszcze zdrzemnąć, bo nie byłam wyspana. Przed tym jednak włączyłam telefon, by dowiedzieć się, która godzina. Była piąta rano. Po chwili doszło do mnie mnóstwo powiadomień o numerze, który chciał się ze mną skontaktować. Głupia matka... Głupi ojciec... Myślą, że będę z nimi rozmawiać? Mylą się! Od razu odłożyłam komórkę i wtulając się w ukochanego zasnęłam ponownie.
   Obudziłam się około dziewiątej. Szarak leżał koło mnie i wpatrywał się w moje zaspane jeszcze oczy. Uśmiechnął się do mnie i poprawił kosmyk moich włosów, który opadał mi na twarz.
- Dzień dobry Oli. - Powiedział.
- Dzień dobry. - Odwzajemniłam uśmiech.
- Jak się spało?
- W miarę dobrze. A tobie?
- Doskonale! Xavier też już wstał, spotkałem go przed chwilą, jak szedłem do łazienki. Na śniadanie zrobi nam naleśniki.
- To dobrze, jestem głodna, jak wilk!
   Wszyscy zjedliśmy śniadanie i ogarnęliśmy się. Planowaliśmy około osiemnastej wyjechać dalej. Postanowiłam nie mówić reszcie o telefonie od rodziców. Nie chciałam, żeby się martwili. Po śniadaniu udaliśmy się wszyscy na spacer. Pojechaliśmy pod wieżę Eiffela. Było tam cudownie! Pobyliśmy dłuższą chwilę, po czym poszliśmy do sklepów. Simone pokazała mi i Wiki świetny sklep z ciuchami. Kupiłyśmy dwie koszulki. Zgłodnieliśmy, więc Xavier postawił nam obiad w dosyć taniej restauracji. Nigdy nie przypuszczałam, że ślimaki mogą być tak znakomite!
   Osiemnasta się zbliżała, a ja coraz bardziej przywiązywałam się do Paryża. Nie chciałam stąd wyjeżdżać. Miałam tyle cudownych zdjęć na komórce... To będą niesamowite pamiątki! Myślałam, że znów wszystko będzie fajnie, ale oczywiście musiałam odebrać kolejny telefon od rodziców. Tym razem zaskoczyło mnie to, co usłyszałam w słuchawce.
- Oliwia Włodarska? - Odezwał się jakiś facet.
- Tak, słucham. - Odparłam.
- Andrzej Kowalczyk z komisariatu policji w Warszawie. Twoi rodzice zgłosili parę dni temu twoje zaginięcie. Jednak, jak widać mamy z tobą kontakt. Czy mogłabyś nam podać swoją lokalizację?
- Nie.
- Czy zostałaś uprowadzona?
- Nie.
- Czy znajdujesz się na terenie Polski?
- Co pana to obchodzi?
- Potrzebujemy jak najwięcej informacji, by móc cię odnaleźć. W przeciwnym razie będziemy zmuszeni zlokalizować cię za pomocą twojego numeru telefonu.
- Dajcie mi wszyscy spokój do cholery! Niech się pan zainteresuje moją sytuacją w domu, to może was oświeci, czemu chciałam stamtąd uciec. Do widzenia!
   Znów wyłączyłam telefon. Teraz już naprawdę nie wiedziałam, co robić. Czy powiedzieć o tym wszystkim reszcie? Cholera... Byłam w kropce. Naprawdę nie wiedziałam, co dalej.



Mój FP KLIK :3

środa, 11 września 2013

Rozdział 8 - "Nieznany numer"

   Zostaliśmy cały dzień na Lazurowym Wybrzeżu. Było tu zbyt pięknie, by opuścić szybko to miejsce. Bursztyn i Simone siedzieli w przyczepie i rozmawiali. Wiki, Słowik i Szarak spacerowali po plaży, a ja obserwowałam zachód słońca. Nie chciałam jechać dalej, ale naszym następnym celem był Paryż, więc chyba warto by było się rozstać z Lazurowym Wybrzeżem.
   Szybko nastał wieczór. O dziwo było dosyć ciepło. Zostałam chwilę w jednej kawiarni, a później spacerowałam nieopodal plaży. Wszystko było pięknie oświetlone, a ulice był ciche i puste. Było tak spokojnie i miło... Nagle spotkałam Szaraka. Tym razem był sam.
- Przyjemne miejsce, co nie? - Zagadał do mnie.
- Nie zaprzeczę. - Odparłam. - Co cię tu sprowadza? Nie chcesz posiedzieć w przyczepie z resztą?
- Nie mam na to ochoty. Poza tym to miejsce jest takie piękne, że nie mogłem się powstrzymać, by się przejść przed wyjazdem.
- To może w takim razie potowarzyszysz mi na plaży?
- Bardzo chętnie.
   Po drodze dużo rozmawialiśmy. Właściwie nie dostrzegłam żadnej zmiany. Gadało się z nim tak fajnie, jak przez czat, tylko że lepiej, bo tym razem realnie. Czułam się trochę dziwnie, bo w końcu ja i on szliśmy tylko we dwójkę przez oświetloną drogę w kierunku cudownej plaży, a to jest bardzo romantyczne według mnie. Tylko, że on przecież jest zakochany w jakiejś dziewczynie, więc moje nadzieje były właściwie nic nie warte.
   Usiedliśmy na małym pagórku, bardzo blisko plaży. Morze spokojnie szumiało, wszędzie unosił się piękny zapach, a ciepły wietrzyk lekko wprawiał w szum drzewka nieopodal. Było pusto. Tylko ja i on... I moja wyobraźnia znów zaczęła świrować!
- Jak tam Oli, masz kogoś? - Spytał nagle.
- Nie mam. - Odpowiedziałam zaskoczona.
- Dziwne... Znam wielu facetów, którzy by się w tobie zakochali od pierwszego wejrzenia!
- Cóż... Już mi się ktoś podoba, ale raczej nie mam u niego szans. Jednak mimo to inni mnie nie interesują. Do tego chłopaka jestem już zbyt przywiązana.
- Może jednak uda ci się go zdobyć?
- Wątpię. On już chyba ma kogoś...
- Ech... Wiem, co czujesz. Dziewczyna, którą kocham też woli innego. Dziwny zbieg okoliczności, co nie? Ale mimo wszystko nie powiem jej, co do niej czuję, bo na sto procent mnie wyśmieje.
- Powiedz jej to. Na pewno zrozumie.
- Nie wydaje mi się.
   Zapadła ponowna cisza. Szarak wydawał się nad czymś rozmyślać.Co chwilę zerkałam na niego z ciekawości. W końcu spojrzał gdzieś w przestrzeń i wyszeptał prawie niedosłyszalnie:
- Kocham cię...
Nie wiem, co to było za uczucie... Serce szybciej mi zabiło, nie mogłam przełknąć śliny. Spojrzałam na niego, a on patrzył na mnie chyba równie zakłopotany. Myślałam, że się przesłyszałam.
- Co powiedziałeś? - Spytałam.
- Kocham cię. - Powiedział tym razem głośniej i pewniej.
   I co miałam wtedy odpowiedzieć? Miałam mu wyznać to samo? Przecież to nie jest takie proste. Dla niego pewnie też nie było. Po chwili dostrzegłam w jego oczach jakby smutek...
- Naprawdę mnie kochasz? - Niedowierzałam.
- Tak. - Odpowiedział zdecydowanie. - Ale ty mówisz, że już ktoś inny cię interesuje, więc...
- Ja ciebie też.
- Co?
- Też cię kocham.
   Byliśmy wpatrzeni w swoje oczy. Nic nie mówiliśmy. Nawet nie wiedziałam, kiedy nasze dłonie nieśmiało się splątały w lekkim uścisku. Po chwili zbliżaliśmy się do siebie. Nasze usta były bardzo blisko siebie. Nagle troszkę się odsunęłam.
- Nie za szybko na takie całowanie? - Spytałam.
- Sama kiedyś mi mówiłaś, że chcesz się cieszyć życiem i nie marnować czasu. - Odparł z uśmiechem.
Miał rację... Zbliżył się do mnie i lekko musnął moje usta. Powoli zaczęliśmy się całować. Nie liczył się dla nas czas i miejsce. O niczym nie myślałam. Pocałunki stawały się z chwilą dłuższe i bardziej namiętne, aż w końcu nie mogliśmy się od siebie oderwać. Czułam się niesamowicie szczęśliwa! Brakowało mi takiego szczęścia i miłości, której nikt mi nie okazywał od dłuższego czasu. Dotykaliśmy się wzajemnie i pieściliśmy wspólnie nasze ciała. W końcu całkowicie się sobie oddaliśmy.
   To był najcudowniejszy wieczór w moim życiu. Jeszcze nigdy nie czułam się tak wspaniale. Szłam powoli z Szarakiem w kierunku przyczepy. Kiedy on mnie obejmował, ja myślałam, że śnię. To wszystko było zbyt piękne! Kiedy wszyscy byliśmy gotowi do drogi, ja opisałam wszystko Agnieszce na Facebook'u. Teraz to mi dopiero zazdrościła! Cieszyła się też z mojego szczęścia. Myliłam się, co do niej na początku ucieczki... To jednak cudowna przyjaciółka.
   Dojechaliśmy o drugiej w nocy do Paryża. Simone wskazała nam drogę do miejsca, gdzie ktoś na nią czekał. Wjechaliśmy w małą elegancką uliczkę. Latarnie oświetlały cudowne domy, nieopodal jakiś biedny człowiek bez nogi pogrywał na akordeonie. Dwa czarne koty walczyły pomiędzy sobą o jakiś marny kawałek mięsa. Zakochana parka szła wzdłuż alejki trzymając się za ręce. Niby zwykła dzielnica, a miała w sobie coś... Jakby magicznego.
   Bursztyn zaparkował pod domem z numerem czterdzieści-sześć. Simone wyszła i zapukała do drzwi. Po chwili otworzył je wysoki chłopak. Miał blond włosy i ciemne oczy. Miał na sobie niebieski szlafrok. Simone przytuliła się do niego, a później o czymś z nim chwilę dyskutowała. Później podeszła do nas i powiedziała, że mamy zapewniony nocleg. Tak więc wszyscy udaliśmy się do mieszkania tego chłopaka, który miał na imię Xavier.
   To był bardzo uroczy chłopak. Płynnie mówił po angielsku i łatwiej można było się z nim dogadać niż z Simone. Jak się okazało miał dziewiętnaście lat. Powiedział nam, że jest chłopakiem Simone, ale wtedy, gdy o tym mówił nie wydawał mi się być zbyt szczery.
   Szarak i ja potajemnie wzięliśmy wspólny prysznic przy okazji trochę się zabawiając, po czym oboje spaliśmy w jednym łóżku. Całowaliśmy się, mówiliśmy sobie czułe słówka... Byłam tak bardzo szczęśliwa! Ale kiedy mieliśmy iść już spać nagle zadzwonił do mnie telefon. Numer był nieznany, jednak odebrałam.
- Oliwia? Córeczko! - Usłyszałam w słuchawce zapłakany głos, którego tak dawno nie słyszałam. Zamurowało mnie...




Zapraszam do lajkowania mojego fp ^^ KLIK

niedziela, 8 września 2013

Rozdział 7 - "Czarnowłosa Simone"

   Zajrzeliśmy do siatki. Były w niej spraye i małe kubełki farb. Bursztyn trochę się podirytował, bo chyba wyczuwał, co Szarak miał na myśli. Natomiast w woreczku znajdowało się dużo kasy. Wszystkich zaskoczyło skąd to wziął.
- Co ty chcesz zrobić i skąd masz tyle pieniędzy? - Spytałam.
- Te rzeczy z siatki możemy wykorzystać do urozmaicenia naszej oszpeconej w tym momencie przyczepy. - Odpowiedział Szarak. - Chciałbym, aby każdy z nas pomalował ją z każdej strony w kleksy, obrazki, zawijasy i tym podobne. Uwierzcie mi, że będzie to wyglądać świetnie! A to, skąd wziąłem kasę, to już moja tajemnica.
- Czy ciebie pogięło już całkowicie?! - Wrzasnął Bursztyn. - Ty chcesz pogorszyć wygląd tej przyczepy?!
- A wolisz jechać przez resztę drogi takim badziewnym pojazdem, czy może wolisz, żeby to jakoś wyglądało?
   Po dłuższym czasie udało się przekonać Bursztyna. Choć niechętnie razem z nami zaczął robić różne plamki i malunki na przyczepie. Po godzinie wyglądała cudnie! Była cała kolorowa, każdy na niej dodał coś od siebie - znaki pokoju, serca, tęcze, kleksy, napisy, buźki i tym podobne. Strasznie mi się podobała! Już nie mogłam się doczekać dalszej drogi.
   Powoli świtało. Pojechaliśmy przez miasto i zatrzymaliśmy się przy kawiarni, gdzie wypiliśmy dużo kawy. Następnie jechaliśmy w kierunku Paryża. Przy okazji podziwiałam Rzym o poranku. Jednak co chwilę pewna myśl nie dawała mi spokoju... Skąd Szarak to wszystko miał, a także gdzie dostał te pieniądze? Przecież cała nasza kasa razem dawała sporą sumę, idealną by nawet kupić mały domek! Głównie to zasługa Wiki, bo jest przecież bogata i wzięła tyle ile zmieściła w swoich dwóch portfelach...
   Wyjechaliśmy z Włoch i powoli dojeżdżaliśmy do Lazurowego Wybrzeża we Francji, gdzie mieliśmy mieć postój przed dalszą drogą do Paryża. Co tu dużo mówić? Miejscowość, do której się zbliżaliśmy z pewnością była piękniejsza od widoków po drodze. Wkrótce mogłam obserwować lśniące od słońca morze, które spokojnie falowało i uderzało o brzeg. Zawsze chciałam pojechać do Francji. To państwo przyciągało mnie od zawsze. Cudowna stolica, piękny język, niesamowite zabytki, smakowite bułeczki, romantyczne wieczorne spacery, uroczy Francuzi... To jest mój raj!
   Nie mogłam się powstrzymać, gdy widziałam przepiękną plażę! Musiałam koniecznie zrobić mnóstwo zdjęć, po czym wysłałam je Agnieszce. Odpisała mi potem, że zaczyna mi zazdrościć. Wiki i Słowik byli również zachwyceni widokami, ale niestety Szarak i Bursztyn nie odzywali się do siebie... Byli na siebie źli. Przez całą drogę się kłócili. Zastanawiałam się, czy może ten zapach morskiej bryzy ich trochę uspokoi i przestaną być do siebie wrogo nastawieni.
   Podjechaliśmy pod jakiś sklep. Musieliśmy kupić jakiś prowiant na drogę, bo powoli nam się kończył. Od razu się rzuciłam na francuskie bułeczki. W Polsce kiedyś takie jadłam, ale pewnie ich smak nie równa się z tymi prawdziwymi prosto z pieca! I w sumie to się zgadzało. Smakowały wyśmienicie, a w szczególności rogaliki, ale musiałam zostawić sobie na drogę. Postanowiliśmy przejść się na plażę, bo w końcu taka okazja może się już szybko nie powtórzyć.
   Gdy szliśmy wszyscy spokojnie nagle w Bursztyna wpadła jakaś dziewczyna. Spojrzała na niego, a on na nią. Była śliczna. Miała dosyć długie, czarne włosy z grzywką i brązowe oczy. W wardze miała dwa kolczyki. Ubraną miała dżinsową kamizelkę, czarną koszulkę z krótkim rękawkiem, legginsy i glany, a na głowie miała zawiązaną czerwoną chustkę. Wydawała się być zakłopotana. Szybko odsunęła się od Bursztyna  i powiedziała:
- Pardon!
   Bursztyn nie za bardzo wiedział, co odpowiedzieć i już chciał coś powiedzieć po angielsku, kiedy nagle Wiki zaczęła z nią rozmawiać po francusku! Jak się później okazało czarnowłosa ma na imię Simone i umie rozmawiać po angielsku, więc mogliśmy się z nią dogadać. Zapytaliśmy ją, dlaczego jest taka zdenerwowana, na co ona odparła, że może nam o tym powiedzieć, ale nie tu. W tym wypadku udaliśmy się do baru nieopodal.
- Wiem, że to może głupio zabrzmieć, ale chcę uciec do Paryża. - Mówiła.
- Dlaczego? - Spytał Szarak.
- Jest tam ktoś, kto czeka na mnie i jest dla mnie ważny...
Zapadła chwila ciszy, po czym Szarak ją przerwał.
- Wiesz, mamy przyczepę, więc na pewno się zmieścisz z nami wszystkimi. Akurat będziemy przejeżdżać przez Paryż. Jeśli chcesz możesz się z nami zabrać. - Zaproponował.
- Naprawdę?! - Simone najwyraźniej nie dowierzała.
- Tak.
- Och! To wspaniale! Bardzo wam dziękuję!
   Zapowiadała się ciekawa podróż.




Przepraszam, że tym razem rozdział jest taki krótki, ale wynagrodzę to w następnym rozdziale, a w tym czasie zapraszam do polubienia mojego fanpejdża, gdzie będą się pojawiać informacje dotyczące nowych notek :3
Fanpejdż <- kliknij tutaj ;)

Pozdrawiam! ^^

 

niedziela, 1 września 2013

Rozdział 6 - "Najgorsza noc"

   Otworzyłam oczy. Pierwsze, co zobaczyłam, to Wiki, która wtulona w Słowika słodko spała. Odwróciłam głowę w kierunku okna i odsłoniłam zasłonkę. Oślepił mnie przepiękny widok rozświetlonego miasta. W radiu cichutko grała muzyka. Myślałam, że jestem w jakimś raju! W lusterku na przedzie dostrzegłam Szaraka, który spał skulony i przytulony do poduszki.
   Bursztyn dostrzegł, że się obudziłam. Właściwie ja sama nie wiedziałam, kiedy zasnęłam. W czasie drogi oczy po prostu same mi się zamknęły. Podróż trwała dość długo i to pewnie z nudów przysnęłam.
- Wreszcie ktoś nie śpi. - Powiedział Bursztyn. - Przynajmniej będę mieć towarzystwo.
- Szarak cię zostawił? - Spytałam.
- Ta, zasnął jakoś chwilę po tobie. 
- Gdzie jesteśmy teraz?
- Aktualnie jedziemy przez Florencję. Jakoś za dwie godziny będziemy w Rzymie.
- Tak w ogóle, to jaką sprawę musi załatwić Szarak?
- Nie wiem.
- Aha...
   Następnie zapadła cisza. Trwało to przez dłuższą chwilę. Nie wiedziałam, jaki temat z nim poruszyć. Bursztyn właściwie był małomówny. Najczęściej rozmawiał z Szarakiem. Widziałam, że dużo ich łączy i są dobrymi przyjaciółmi. Mnie właściwie nie znał. Lubił mnie, bo sam mi to mówił, ale... Cóż nie mieliśmy wspólnych zainteresowań. A przynajmniej tak mi się zdawało. Postanowiłam w końcu zagadać.
- Tak właściwie, dlaczego uciekłeś z nami? - Spytałam, a on przez chwilę nie odpowiadał.
- Za dużo pytań zadajesz. - Odparł w końcu.
Wtedy stwierdziłam, że może lepiej nie poruszać tego tematu. Tak więc włożyłam słuchawki w uszy i oglądałam piękną Florencję.
   Dojechaliśmy do Rzymu. Było już bardzo późno w nocy. Szarak się obudził i nakierował Bursztyna w pewne całkowicie bezludne miejsce. Stanęliśmy przy jakimś parku. Wiki i Słowik obudzili się. Po chwili Szarak wyjął telefon i zaczął do kogoś pisać SMS'y. Po chwili bez słowa wyszedł z przyczepy i udał się wzdłuż słabo oświetlonej alejki. My siedzieliśmy cały czas na miejscach. Nagle Wiki wpadła na pewien pomysł.
- Przejdźmy się do Koloseum! - Powiedziała. - Byłam już w Rzymie nieraz. Znam tę okolicę. To jest naprawdę niedaleko, a ja jeszcze nigdy nie miałam okazji zobaczyć tego miejsca nocą. Proszę, chodźmy tam!
Po przekonywaniu Bursztyna w końcu się udało go wyciągnąć. Wyglądał jednak na niezbyt zadowolonego. Taki sam był w Czechach, kiedy zostawiał przyczepę przy ulicy. Zastanawiało mnie, czy taki zwyczajny pojazd jest dla niego aż tak ważny?
   Szliśmy za Wiki, która najwyraźniej naprawdę znała drogę. Cieszyło mnie to, bo miałam pewność, że się nie zgubimy. Miasto było pięknie oświetlone. Ciekawość mnie zżerała, jak wygląda Koloseum nocą. Słyszałam, że ponoć bardzo pięknie. Po pewnym czasie Wiki szła pod rękę ze Słowikiem. Wyglądało to tak uroczo, że aż nieświadomie się uśmiechnęłam. Może i typowa ze mnie romantyczka... Poza tym stwierdziłam, że spacer nocą po Rzymie w przyjemnie ciepły wieczór jest idealny na randki! Zaczęłam żałować, że w Polsce tak nie ma. Nie mówię oczywiście, że to brzydki kraj, bo przecież także posiada swoje piękne miejsca, ale Rzym jest z pewnością piękniejszy.
   Po długim spacerze dotarliśmy pod Koloseum. To był dopiero cudowny widok. Ktoś mógłby stwierdzić, że to tylko ogromne ruiny, ale dla mnie to miejsce wyglądało naprawdę wspaniale! Nie mogłam się napatrzeć. Dostrzegłam jednak, że Bursztyn znów przez całą drogę był cicho, a Koloseum nawet go nie zainteresowało. Dostrzegłam w jego oczach jakiś niepokój i zmartwienie. Chwilę podziwialiśmy ten widok, zrobiliśmy parę zdjęć i wróciliśmy.
   Kiedy dotarliśmy na miejsce zaskoczył nas widok uchylonych drzwi od przyczepy. Pomyśleliśmy, że to Szarak już wrócił, ale gdy weszliśmy do środka dostrzegliśmy, że większość naszych pieniędzy zniknęła! Byliśmy przerażeni. Myśleliśmy, że może ktoś nie domknął drzwi i wiatr gdzieś zwiał kasę, bo akurat była na wierzchu. Zaczęliśmy szukać po przyczepie pieniędzy i przy okazji sprawdziliśmy, czy jeszcze coś nie zniknęło. Nagle usłyszeliśmy, że coś uderzyło w maskę naszego pojazdu. Szybko wyszliśmy na zewnątrz i dostrzegliśmy Bursztyna, który z pięściami opierał się o przyczepę. Wyglądał na smutnego i wkurzonego za razem.
- Bursztyn co się stało? - Spytał Słowik.
- Oszpecili ją. - Odpowiedział cicho, a ja od razu spojrzałam na drzwi od strony kierowcy.
Cały pojazd od tej strony był pomalowany różnymi dziwnymi graffiti. Dla nas wszystkich to był szok. Kto mógłby zrobić coś takiego?
   Po paru minutach wrócił do nas Szarak. Opowiedzieliśmy mu o całej sytuacji. Dokładnie przyjrzał się przyczepie, po czym powiedział:
- Nie wygląda aż tak źle. Mam nawet pewien pomysł. A kasą też się zajmę.
Wszystkich zaskoczyło to, jak bardzo był spokojny. Najwyraźniej Bursztyn się na niego ostro wkurzył, bo od razu podszedł do niego i zaczął się awanturować.
- Czy ty jesteś głupi i ślepy? - Warknął. - Jak ty to sobie w ogóle wyobrażasz?! Ta przyczepa jest oszpecona, a ty mówisz, że nie wygląda źle?! A kasę to niby skąd wytrzaśniesz? Wyczarujesz?!
- Spokojnie, trochę zaufania, stary! - Powiedział Szarak lekko podniesionym tonem.
- No przecież ci ufam!
- Nie widzę tego za bardzo. Bulwersujesz się o byle co!
- Czyli dla ciebie ta przyczepa to "byle co", zgadza się?!
- Nie powiedziałem tego, źle mnie zrozumiałeś.
- No jasne! Najlepiej się tak tłumacz! 
- Lepiej mi wyjaśnij, kto normalny zostawia otwarta przyczepę, kiedy gdzieś idzie?
- Zamknij się i zrób wreszcie to, co do ciebie należy skoro jesteś taki mądry!
- To ty się zamknij i ochłoń, bo zachowujesz się, jak kretyn!
   Bursztyn już podniósł na niego rękę, kiedy nagle się powstrzymał i poszedł w głąb parku. Nie przypuszczałam, że może być aż tak kłótliwy. Szarak tylko uśmiechnął się pod nosem i poprosił, aby Słowik i Wiki poszli gdzieś mu pomóc. Ja miałam pilnować Bursztyna. Postanowiłam pójść z nim pogadać. Przysiadłam się do niego.
- Słuchaj Bursztyn... - Zaczęłam. - Możesz mi powiedzieć, dlaczego ta przyczepa jest dla ciebie aż tak cenna?
Siedział chwilę cicho, po czym wreszcie odpowiedział.
- Należała kiedyś do mojego ojca. - Odparł. - Niestety zmarł, jak miałem dwanaście lat. Bardzo to przeżywałem, ale przyrzekłem sobie, że kiedyś będę w niej zwiedzać świat. Parę miesięcy temu moja matka popadła w długi i chcąc je spłacić chciała sprzedać przyczepę. Nie mogłem jej na to pozwolić. Już wcześniej sprzedała wszystkie pamiątki po ojcu... Tego już bym jej nie wybaczył. Z Szarakiem utrzymywałem kontakt od dłuższego czasu. Kiedy mu powiedziałem o tej sytuacji zaproponował mi, abyśmy w tej przyczepie uciekli z kraju... Z dala od problemów. Ponieważ mieszkaliśmy w tym samym mieście, to nie był żaden kłopot, by go zgarnąć. Później jeszcze pojawiłaś się ty, Wiki i Słowik. Myślałem, że wszystko będzie w porządku z tym pojazdem, że uda mi się go utrzymać w doskonałym stanie, jak to zrobił tata. Ale jak widać wszystko teraz się spieprzyło...
   Poznałam powód jego ucieczki i wszystkich zmartwień dotyczących przyczepy. Myślałam wcześniej, że to jakieś zamiłowanie do motoryzacji, czy coś. Ale jak widać myliłam się. Później rozmowa z Bursztynem była łatwiejsza. Nawet poznałam jego prawdziwe imię, które brzmi Grzesiek.
   Po dłuższej chwili dostrzegliśmy Szaraka, Wiki i Słowika. Wyglądali na radosnych. Razem z Bursztynem podeszliśmy do przyczepy. Dostrzegliśmy jedną pełną od czegoś siatkę i mały woreczek w rękach Szaraka.