sobota, 5 października 2013

Rozdział 17 - "Fioletowe włosy"

   W szkole nikt nie miał pojęcia o mojej ucieczce. Tylko Agnieszka o wszystkim wiedziała. Cieszyłam się, że nikomu o mnie nie powiedziała. Prawdziwa z niej przyjaciółka! Nadrobiłam zaległości. Tygodnie mijały normalnie, jak zawsze. Bezsensowne siedzenie na lekcjach, nauka do późna, nieprzespane noce... Nie rozmawiałam z rodzicami. Zamieniałam z nimi jedynie dwa słówka na cały dzień. Miałam rozprawę w sądzie pod koniec października. Nie zostałam zamknięta w poprawczaku, a rodzicom nie odebrano praw rodzicielskich. Co za idiotyzm! Za to naszą rodzinę będzie odwiedzać kurator, który wszystko ma nadzorować. Porażka...
   Wiele się zmieniło. Mama rzeczywiście poszła na odwyk, a tata szuka nowego mieszkania, bardziej luksusowego i większego. Z Szarakiem i resztą nie mam w ogóle kontaktu. Bardzo mnie to smuci.
   Droga ze szkoły nadal się nie zmieniła. Ciągle wracałam przez park. Jednak ścieżki były już całkowicie pokryte złotawo-brązowymi liśćmi, a drzewa wyglądały tak... Pusto. Słońce już nie przygrzewało, jak ostatnio, kiedy tędy przechodziłam. Było już zimno. Śnieżne dni zbliżały się wielkimi krokami. Lubiłam zimę. Ale teraz wydaje mi się, że będzie tym razem... Smutna...
   Wieczorem otrzymałam telefon. Nie wiedziałam, co z nim zrobić. Czy opłacało mi się zadzwonić do Szaraka? Do kogokolwiek? Czy odebraliby? Postanowiłam znaleźć odpowiedzi podczas spaceru. Pojechałam autobusem do centrum. Chodziłam bez celu po mieście rozmyślając nad wieloma sprawami. Zmieniłam się i wszyscy to dostrzegali. Stałam się cicha, zamknięta w sobie, zdołowana... Uśmiech na mojej twarzy był rzadkością.
   Nie zorientowałam się, gdy dotarłam do jakiegoś parku. Uświadomiłam to sobie, gdy dostrzegłam tablicę z zasadami zachowywania się na tym terenie. Było pusto. Cisza i spokój. Usiadłam na jednej ławeczce i rozejrzałam się dookoła. Następnie westchnęłam cicho, a z moich ust poleciała para. Wyjęłam telefon z kieszeni chcąc wykręcić numer do Wiki, Słowika, Bursztyna, czy Szaraka. Gdy znalazłam kogoś z nich w kontaktach od razu pomijałam. Nie wiem czemu... Może się czegoś bałam.
- Nie boisz się sama siedzieć w takim parku dziewczynko? - Z zamyślenia wyciągnął mnie czyjś głos.
   Spojrzałam na postać stojącą obok mnie. Była to wysoka dziewczyna o dużych piwnych oczach. Włosy miała długie i fioletowe. W nosie miała kolczyk. Jej cera była blada, miała mocny makijaż. Ubraną miała czarną czapkę, skórzaną szarą kurtkę, bordowe legginsy i glany. W dłoni trzymała papierosa.
- Nie boję się. - Odpowiedziałam na jej zadane pytanie.
- Wiesz, że nie jest to bezpieczna okolica?
- W takim razie, co ty tu robisz? Nie boisz się?
- Nie. - Dziewczyna uśmiechnęła się. - Mnie już i tak wszystko jedno.
- No widzisz... To tak, jak mnie.
- A co? Dzieje się coś?
- Ta... Życie.
- Witam w klubie. - Usiadła obok mnie. - Jak masz na imię?
- Oliwia.
- A ja Kornelia. Powiesz mi, co cię gryzie? No chyba, że nie chcesz...
   Patrzyłam chwilę na nią, po czym spuściłam wzrok na swoje kozaki i owinęłam się bardziej szalikiem. Ręce schowałam do kieszeni. Myślałam w ciszy, czy mogę jej o całej sprawie powiedzieć. Czy warto? Przecież w ogóle jej nie znałam... Kim ona właściwie była? Bo na grzeczną dziewczynkę, to ona nie wyglądała.
- U mnie jest kiepsko. - Przerwała ciszę. - Popełniłam przestępstwo i wsadzili mnie do poprawczaka. Wyszłam niedawno. Tydzień temu. Rodzice mają mnie za kryminalistkę, bo przeze mnie zginął człowiek. - Gdy to powiedziała serce szybciej mi zabiło. Spojrzałam na nią, a ona kontynuowała. - To miała być tylko zabawa. Z przyjaciółką wracałyśmy z imprezy, kiedy nagle dostrzegłam gościa, który zostawił swój motor i poszedł do sklepu. Korzystając z okazji obie wsiadłyśmy na pojazd. Ja prowadziłam. Doszło do tego, że miałyśmy wypadek, w którym ona zginęła... To była moja wina. Teraz całe życie mam spieprzone.
   Słuchałam tego wszystkiego, co mówiła. To straszne, co jej się przytrafiło. Stwierdziłam po chwili, że skoro ona mi powiedziała o swojej sytuacji, to może i ja też jej opowiem o tym, co zdarzyło się dwa miesiące temu.
- U mnie mama była alkoholiczką, a ojciec miał kochankę i całkowicie o mnie zapomnieli. - Zaczęłam. - Miałam tego dość. W Internecie poznałam swoje jedyne wsparcie. Ten chłopak stał mi się strasznie bliski. W końcu postanowiliśmy uciec całą grupę. Poznałam go osobiście... Miał na imię Damian. No i jeszcze Wiktoria, Szymon i Grzesiek... Oni też byli cudowni! Wiele nas różniło, ale łączyło jedno. Chcieliśmy uciec od naszych problemów. Mieliśmy przyczepę, dość sporo kasy. Byliśmy w Czechach, Austrii, Włoszech, Francji, Hiszpanii... I właśnie tam zakończyła się nasza przygoda. Policja złapała mnie, Wiktorię, Grześka i Szymona. Damiana już z nami nie było. Teraz moi rodzice zmieniają się dla mnie, a naszą rodzinę odwiedza kurator. Niby powinnam się cieszyć, że jest inaczej, ale... Tęsknię za moimi przyjaciółmi, a rodzicom nadal nie ufam. Chciałabym się skontaktować z kimś z tej ucieczki, ale coś mi nie pozwala tego zrobić.
   Kornelia słuchała mnie uważnie. Wyglądała tak, jakby chwilę analizowała całą moją sprawę. Wypaliła papierosa i westchnęła. Po chwili wstała i spojrzała na mnie.
- Idź do domu. - Powiedziała. - Tam wszystko przemyśl. Według mnie powinnaś zadzwonić do kogoś, kto jest ci najbliższy i się go poradzić. Ale wiesz co? Szczerze mówiąc zazdroszczę ci tego, że masz takie życie. Trzymaj się!
Uśmiechnęła się do mnie i poszła przed siebie. Miała rację. Powinnam była wrócić i to przemyśleć.
   Weszłam do domu. Od razu skierowałam się do pokoju. W głowie słyszałam ciągle głos Kornelii. "Zadzwonić do kogoś, kto jest mi najbliższy"... Agnieszka nie jest mi aż tak bliska, a poza tym już nieraz chciałam się u niej czegoś poradzić, a ona nie umiała mi pomóc. Chwyciłam telefon i wpisałam jakiś numer. Zrobiłam to całkiem nieświadomie.
- Halo? - Usłyszałam w słuchawce głos, przez który znieruchomiałam. Zadzwoniłam do najbliższej mi osoby...




Wiem miałam wrzucić ten rozdział wczoraj, ale byłam trochę zmęczona ^^" Przepraszam <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz